
Muszę się przyznać, że od zawsze podobały mi się łuki. Zaczynając od oglądania filmów o Robin Hoodzie (które w latach 90. oglądali chyba wszyscy), po gry RPG i postaci łuczników, łucznictwo miało dla mnie jakiś urok. Niestety, przez większość mojego życia jakoś nic z tym nie zrobiłem – gdy chciałem strzelać jako nastolatek, usłyszałem że “zastrzelę sąsiada” i temat się zakończył.
Jako że jestem już po 30-stce uznałem, że może czas zacząć robić coś dla siebie 🙂 Któregoś pięknego styczniowego dnia, Asia wracała z Galerii Mokotów, i przekazała mi informację – na Mordorze otworzyła się sala łucznicza! W szybkim przebłysku uznałem, że trzeba się zapisać i zacząć spełniać dziecięce marzenia.
Klub Łuczniczy Robin Hood

Robin Hood nie jest klubem nowym – wcześniej działał na Pradze i Ursynowie (a sezonowo również na Bemowie). Od początku 2024 roku klub działa również na Mordorze, przy ul. Marynarskiej 14 – w takich starych budynkach na końcu ul. Suwak, blisko pętli tramwajowej. Z zewnątrz nie wygląda to okazale, ale grunt to ludzie którzy są prawdziwymi pasjonatami łucznictwa, oraz, nie ukrywam, świetna lokalizacja – rzut beretem od pętli i w odległości 10 min spacerem od naszego mieszkania.
To co było dla mnie MEGA fajne, to fakt, że możesz się po prostu zapisać na półtoragodzinne zajęcia bez żadnego przygotowania, bez sprzętu – wszystko jest na miejscu. Ceny są, zwłaszcza jak na Mordor, niskie – nie jest to więc duże obciążenie dla portfela (aktualne ceny na stronie). Na pierwszych zajęciach trener opowie wam o różnych stylach łucznictwa, o sprzęcie, podstawach postawy – no i zaczniecie strzelać, co od samego początku daje ogromną frajdę 🙂 Nic tak nie pozwala się wyluzować po całym dniu pracy jak puszczenie kilkudziesięciu strzał do celu oddalonego o kilkanaście metrów! Dodatkowym plusem dla ludzi tak zasiedziałych przed komputerem jak ja jest fakt, że duży udział w strzelaniu z łuku mają mięśnie piersiowego odcinka kręgosłupa – czyli tego który mnie ostatnio najbardziej bolał od długich godzin przy komputerze 🙂
Strzelanie od małego
Oczywiście nie powstrzymałem się i po paru miesiącach kupiłem własny sprzęt (również za poleceniem ekipy z Robin Hooda). Spodobał się on Nastce i zaczęły się rozmowy czy może pójść ze mną. Parę razy pomagała mi zbierać strzały i oglądała jak ćwiczę, aż w końcu zapisaliśmy ją na zajęcia – mimo że oficjalnie klub zaczyna treningi od ok 10-12 roku życia. Strzelanie bardzo jej się spodobało, i kto wie – być może będzie kontynuować.

Wydarzenia, czyli nie tylko salka
Poza samymi zajęciami i salą treningową, klub organizuje i bierze udział w wydarzeniach. Latem regularnie odbywają się strzelania na świeżym powietrzu na Pradze – macie tam możliwość strzelania na dalsze odległości niż w salce. Raz do roku odbywa się również piknik łuczniczy w podwarszawskim Baranowie. Ponadto klub zamieszcza informacje o zawodach, a także o wyjściach na archery tag – czyli strzelaniu do siebie ze strzał z takimi poduszkami na końcu – coś jak paintball dla łuczników.



Dla mnie chwilowo przygoda z Robin Hoodem została zawieszona – przeprowadziliśmy się na Costa del Sol, więc do Marynarskiej mam trochę daleko 🙂 Na pewno odwiedzę klub jak będę w Polsce. Mój łuk natomiast jest ze mną, więc mam nadzieję jeszcze w tym tygodniu postrzelać gdzieś w okolicy. Spodziewajcie się więc wpisu z podsumowaniem możliwości strzelania w okolicy Marbelli.
Co dalej
Po odkryciu łuku, a także wspinaczki, zrozumiałem w końcu po ponad 30 latach życia, że to nie jest tak, że ja nie jestem “typem sportowca” – po prostu nie znalazłem sportów dla siebie. Łuk z mojej perspektywy jest super, bo nie musisz grać “z kimś” – możesz trenować sam i “grać” sam ze sobą. Co więcej łączy skupienie, ale nie jest tak statyczny (i głośny) jak strzelanie z broni palnej. Jeśli więc wciąż nie macie żadnego sportu który was wciągnie – nie poddawajcie się! Próbujcie różnych rzeczy, i a nuż znajdzie się coś co was zainteresuje. Ja natomiast na dziś kończę, i idę dzwonić na numer telefonu podany przy torze łuczniczym w Benalmadenie.
Adios!